A wszystko przez Kasię... Sobota rozpoczęła się standardowo, zakupy, porządki itp.
Ale… od wczorajszego spotkania siedziała mi w głowie biżuteria, którą nazywam "śmieciową". Kręciłam się łóżku nie mogąc zasnąć. Powodem było nie tylko przemeblowanie w moim ogrodzie pod dyktando wietrzyska, lecz przede wszystkim dyndadełka mające zawisnąć na łańcuszku. Cóż, długo nie czekając postanowiłam przetrzebić zakątki mojej pracowni w poszukiwaniu skarbów…
Dzisiaj po spożywczych zakupach, niezbędnych do funkcjonowania naszych organizmów, szanowny małżonek zabrał się za drobne robótki domowe, wierci dziury w ścianach i montuje szafki, półki, podpórki, a ja czekając na polecenia w stylu podaj, przytrzymaj zrobiłam naszyjnik. Najgorsze jest to, że nawet mi się spodobał:)
Więc prezentuję pierwszy naszyjnik z serii "śmieciowej biżuterii", która z pewnością zagości w mojej pracowni. Chciałabym jakoś nazwać ową serię, gdyż “śmieciowa” mało ciekawie brzmi. Artystyczna, szalona, hmmm ??
A może candy??? Już teraz zapraszam na kolejny post.
A z racji, że postanowiłam nadawać im imiona, ten będzie nosił Katarzyna :) Chyba domyślacie się dlaczego??
Pozdrawiam Wszystkich gorąco
Ilona
Dobrze, że na łańcuchu to choć trochę ujarzmione. Efekt niezwykły :):):)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D A łańcuchy... no cóż :D
Usuń